Ceremonię kremacji widzieliśmy kilka razy w Indiach w Varanasi, ale to, jaką oprawę ma takie wydarzenie tutaj – na Bali, przeszło nasze najśmielsze wyobrażenia.
Kiedy właściciel domu który wynajmujemy zaprosił nas na ceremonię kremacji jego wuja, mieliśmy mieszane uczucia. Byliśmy jednak pewni, że znając Balijczyków będzie kolorowo, głośno i mega uroczyście. Z resztą sam Nyoman był tak podekscytowany kiedy nas zapraszał, że nie mogliśmy odmówić ?
Później okazało się, że wuj był bardzo znaczącym kapłanem i trafiliśmy na jedną z największych ceremonii kremacji jakie organizuje się na wyspie.
Balijczycy świętują dzień kremacji z dumą i radością, ponieważ wierzą, że zmarły w końcu może uwolnić się od ziemskich więzów i powrócić do Boga. Ceremonia kremacji jest jednym z najdroższych rytuałów na Bali. Mniej zamożne rodziny tymczasowo, czasem na kilka lat, chowają zmarłego na cmentarzu, żegnając „zwykłym” obrzędem śmierci, tym samym dając sobie czas na uzbieranie pieniędzy albo dołączenie do zbiorowej ceremonii kremacji organizowanej raz na 5 lat.
Niesamowite wrażenie robi unikalna trumna (znana jako „Lembu”), która ma kształt zwierzęcia. Może to być byk, krowa, lew, jeleń lub słoń i musi być wykonana od podstaw z litego pnia drzewa. Figura zwierzęcia wybrana na trumnę musi mieć cztery nogi, ponieważ symbolizuje czworo duchowego rodzeństwa znanego jako „Kanda Empat”.
Trumna wuja była w kształcie byka, natomiast dla kobiet najczęstszym wyborem jest krowa ? Byk jest znany jako pojazd Śiwy (boga śmierci i zniszczenia), dlatego uważany jest za bardzo prestiżową trumnę.
W dniu ceremonii wszyscy uczestnicy zebrali się tłumnie przy świątyni i przy akompaniamencie tradycyjnego gamelanu — instrumentu składającego się z bambusowego ksylofonu, dzwonów, gongów i innych — ruszyli na procesję, która miała zakończyć się w miejscu kremacji. Mężczyźni nieśli na tyczkach dwie trumny: ogromnego białego byka, udekorowanego znaczącymi elementami — smokami i innymi postaciami symbolizującymi balijski wszechświat oraz drugą, w której do dnia ceremonii przechowywane było ciało. Kobiety niosły na głowach dary, które później razem z ciałem spłonęły na wieży kremacyjnej. Wszyscy ubrani w odświętne, balijskie, tradycyjne stroje. Wyglądało to zjawiskowo a atmosfera była podniosła i świąteczna, a przy tym bardzo radosna.
Po około 1,5h marszu, podczas którego panowie niosący trumnę kręcili się co jakiś czas w kółko, żeby zmylić ducha, aby ten nie znalazł drogi do domu i nie nawiedzał rodziny, dotarliśmy w końcu do miejsca kremacji.
Na miejscu przygotowana była ogromna wieża kremacyjna. Im „ważniejsza” lub bogatsza była zmarła osoba, tym wyższa jest wieża. Niektóre mają nawet do 20 metrów wysokości.
Muzycy kontynuowali grę, a goście jedli na trawie przygotowane w specjalnych namiotach posiłki. Wyglądało to raczej na piknik, a nie ceremonię pogrzebową. Tymczasem przy wieży kremacyjnej, rozpoczęły się przygotowania do spalenia ciała. Rozcięcie trumny — brzucha byka — włożenie w nią owiniętego w białe płótno ciała, pożegnanie przez rodzinę, złożenie darów. Wszystko to trwało ok. godziny. Następnie kapłan rozpalił ogień za pomocą pobłogosławionej wcześniej pochodni. W tym samym czasie reszta gości nie przestawała jeść, pić i radośnie wybuchać śmiechem podczas głośnych opowieści.
My po tej części ceremonii wróciliśmy już do domu — wrażeń było wystarczająco dużo. Ale kiedy ogień wygaśnie (czasem po kilku godzinach), rodzina zbiera popiół i szczątki, zawijając je w płótno lub pojemnik z żółtego kokosa. Następnie przenosi prochy aby rozsypać je w morzu. Alternatywą jest pobliska rzeka, tak jak tutaj w Ubud. Balijczycy wierzą, że dzięki złożeniu prochów do morza/rzeki, zmarły powróci do wszechświata.
Nawet przez chwilę, nawet wśród najbliższych zmarłego, nie zauważyliśmy smutnej twarzy; wręcz przeciwnie — atmosfera była świąteczna, powiedziałabym festiwalowa, a ludzie radośni, rozbawieni i podekscytowani. Nyoman wyznał nam później, że początkowy smutek szybko zamienił się w radość, że zmarły może powrócić do Boga.
Komentarze